Marzysz o udanym, dobrym związku. Może już tracisz nadzieję, aż tu nagle spotyka Cię szczęście, pojawia się Twój wymarzony ktoś i świat nabiera pięknych barw. Jest cudownie. Połączenie dusz, rozumienie się bez słów, wszędzie latające motyle.
Mija rok i nagle, przez głupi drobiazg, wybucha wielka awantura. A potem kolejna i kolejna. Z czasem czujesz w sobie coraz mniej energii, ale jednocześnie chcesz to wszystko naprawić i wrócić do tych wcześniejszych, pięknych czasów. Próbujesz być może dlatego, że słyszysz, że to przez Ciebie się popsuło, ale też może dlatego, że nie wierzysz, że mogłoby Cię spotkać coś lepszego. Nie wiesz jeszcze ile jeszcze wycierpisz. Jesteś w tym wszystkim jak żaba włożona do letniej wody i stopniowo w niej podgrzewana. Przez to, że żaba jest podgrzewana stopniowo, przyzwyczaja się do tego, że jest coraz gorzej i pozwala się ugotować żywiąc cały czas nadzieję, że będzie lepiej.
W rzeczywistości jednak dobrych momentów jest coraz mniej. Żaba ma coraz mniej sił, żeby się wydostać. A w którymś momencie zaczyna wręcz myśleć, że jedyne co jej pozostało, to marzenie o innym, lepszym życiu.
W podobny sposób można byłoby opisać wiele toksycznych relacji: na początku cudownie, a potem stopniowo pochłaniająca czarna otchłań, do której jedynie od czasu do czasu przedzierają się promyki światła.
Jak w takim razie zorientować się, że jest się podgrzewaną żabą, zanim zostanie się ugotowanym? Czy da się przed tym uchronić?