Przychodzimy na świat jako istoty całkowicie zależne od rodziców. I to bardzo dobrze. Bo przecież rodzice to dojrzałe, rozwinięte, posiadające zasoby jednostki. To dwa niepodległe, dojrzałe państwa, które spotykają się, by trwać ze sobą w unii oraz dać początek nowemu życiu. Dążą do tego, by nowo przybyłe na mapę tego świata państewko w możliwie komfortowych warunkach zbudowało swoje granice, wykształciło własną tożsamość, kontynuowało tradycje i kulturę. By stało się z czasem w pełni niepodległym państwem.
Ale co jeśli w naszym przypadku było inaczej? Co jeśli nasi opiekunowie nigdy nie zyskali własnej niepodległości? Co jeśli z pokolenia na pokolenie trwa przekazywanie tradycji bardziej totalitarnych niż demokratycznych? Wówczas mamy problem. Duży problem. Bo czeka nas wojna. Wojna o niepodległość. Dobra wiadomość jest taka, że pierwszą bitwę już wygraliśmy. Przetrwaliśmy. Pouszkadzani, poranieni, ale przetrwaliśmy.
100 lat temu Polska odzyskała niepodległość. Nie jestem historykiem, ale tak na zdrowy, chłopski rozum: czy po 123 latach zaborów, po I wojnie światowej, po tych wszystkich zaznanych krzywdach i traumach nasz naród z dnia na dzień mógł stać się w pełni niezależny na poziomie pojedynczego człowieka? A przecież rok 1918 to nie był koniec. II wojna światowa i komunizm przyniosły kolejne traumy. A traumy zostają w ciele. Zostały w naszych dziadkach, w naszych rodzicach. A następnie zostały przekazane nam.
Moim zdaniem w naszej obecnej rzeczywistości mamy do stoczenia wojnę. Wojnę z nami samymi. Wojnę z systemami rodzinnymi, które przenosiły: krzywdy, traumy, schematy itd. z pokolenia na pokolenie. Możemy oczywiście udawać, że nic się nie dzieje, możemy też kolaborować, ale możemy też walczyć. Walczyć o naszą własną, osobistą niepodległość, a tym samym o zdrowsze, pełniejsze życie dla kolejnych pokoleń. Im bardziej rozwiniemy się my, tym więcej dobrego przekażemy kolejnym pokoleniom oraz sobie nawzajem, żyjąc ze sobą i obok siebie.
Na początek proponuję 3 fronty walki. Pierwszy z nich to granice: to one określają państwo geograficznie. Z nami jest tak samo. Inni ludzie powinni poznać nasze granice. Jak? Powinni się o nich od nas dowiedzieć. Wielu z nas ma duże problemy z komunikacją. Często nie potrafimy informować o przekroczeniu naszych granic. Wstydzimy się przyznać, lękamy się o konsekwencje zadbania o siebie. Nie ma jednak innej drogi w walce z lękami niż wchodzenie w lęki. To trudne. Ale wielu z nas się to udaje i dobrze na tym wychodzi. Ty też potrafisz. Nawet jeśli początkowo Twoje komunikaty będą nadmiarowe, nie przejmuj się, traktuj siebie z łagodnością i próbuj kolejny raz. Z czasem będzie lepiej. Warto też dodać, że problem z granicami objawia się również w nieumiejętności poszanowania granic innych osób. Często idzie to w parze. Będąc przyzwyczajonym do ciągłych, wrogich natarć, sami stajemy się agresorami. Często nieświadomie. Warto jednak zyskiwać świadomość, że relacje są zawsze dwukierunkowe i bardzo często oddajemy to, czego sami doświadczamy lub doświadczaliśmy w przeszłości.
Jeśli nie dbamy o granice, często wchodzimy w niekorzystne dla nas układy. Zamiast unii dwóch niepodległych, szanujących się państw, kończymy pod okupacją narcystyczną, albo sami kogoś egoistycznie okupujemy w lęku, że jeśli nie my, to nas: ograbią, wykorzystają, porzucą. Granice są więc niezwykle istotne. Dbajmy o nie.
Druga kwestia – to tożsamość. Każde niepodległe państwo ma własną, unikalną tożsamość. Może ona być mieszanką kulturową kształtowaną na bazie kultur bliższych i dalszych państw. I to wzajemne przenikanie się jest bardzo cenne. To pozytywny wymiar otwartości granic. To co ważne, to żeby mieć świadomość własnej tożsamości. Niech to będzie mieszanka, ale nasza własna, unikalna, której recepturę chronimy, dbamy o nią i stale rozwijamy. Wielu z nas w momencie opuszczenia domu rodzinnego ma tożsamość jak podziurawioną koszulę. By ją połatać potrzeba lat i wielu korektywnych doświadczeń, a przede wszystkim rozwinięcia nawyku poznawania siebie. Ciekawość siebie z czasem przyniesie efekty. Eksplorując nieznane krainy własnej tożsamości, budujemy jeden z najcenniejszych zasobów: pewność siebie. Nie znając siebie, nie możemy być pewni siebie. Bo „siebie” jest nieodkryte, niepoznane. Gdy jednak poznajemy „siebie”, potrafimy nazwać w sobie część za częścią, to stopniowo „siebie” jest coraz bardziej wyraźne i możemy być go stopniowo coraz bardziej pewni.
Trzecią ważną kwestią jest odpowiedzialność. W przeszłości Polska zbyt często liczyła na swoich sojuszników. Często jednak zostawała sama. Sojusznicy zawodzili. Nie popełniajmy tego samego błędu. Nie przerzucajmy odpowiedzialności za samych siebie na partnerów, rodziców, dzieci. Wiadomo, że w każdej relacji odpowiedzialność rozkłada się po 50%. Szukajmy i nazywajmy swoje 50%. A następnie bierzmy za swoją część odpowiedzialność. Raz za razem.
W czasach zimnej wojny dwie wielkie potęgi ścierały się na tym globie o władzę. Dwoje toksycznych rodziców. Niby jeden lepszy, drugi gorszy. Jak w rodzinie. Dziecko nie jest w stanie na raz przepracować obojga rodziców i mam wrażenie, że ten świat też nie był. Być może winą jednego z rodziców było jedynie przyzwalanie na to, co wyrabia ten drugi, ale czy to odbiera odpowiedzialność? Polska, niczym dziecko z rodziny dysfunkcyjnej, doznawała w tym toksycznym układzie zacierania granic i niszczenia tożsamości. Ale przetrwała. Można powiedzieć, że weszła w dorosłe, niezależne życie podobnie do nas: z bagażem doświadczeń. Możemy się tym zamartwiać albo możemy brać za samych siebie odpowiedzialność i również w ten sposób okazać nasz patriotyzm.
Pamiętajmy również, że nawet z niepodległością można „przesadzić”. Miejmy na to uważność. Nie bądźmy jak Korea Północna, która dusi się w przestrzeni zamkniętej drutem kolczastym. Miejmy uważność na siebie, by dbać i chronić swoją niepodległość, ale też otwierajmy serca na innych ludzi. Nie jesteśmy na tym świecie wyłącznie dla siebie. Nie jesteśmy też wyłącznie dla innych. Warto być niepodległym, ale warto też umieć bywać podległym – potrafić oddać część swojego terytorium i zasobów drugiej osobie.
To taki paradoks. Toczymy wojnę o własną niepodległość, by nie pozbawiano nas naszych zasobów. Gdy wygrywamy tę wojnę, to te same zasoby oddajemy bez walki. Różnica jest taka, że w drugim przypadku dajemy z potrzeby dawania, a nie jest nam to wyrywane. Dajemy tyle, na ile mamy gotowość, tym, którym chcemy dawać, a nie tym, którzy twierdzą, że się im należy. W dojrzałej niepodległości nie musimy, lecz możemy. W obecnej rzeczywistości życzyłbym nam wszystkim dużo odwagi do podejmowania walki o własną niepodległość oraz do otwierania serc: na siebie i na współobywateli. Wszyscy na tym zyskamy.
Zyskiwanie własnej niepodległości, szczególnie gdy nie ma się dobrych wzorców lub zauważa się u siebie tendencję do różnego rodzaju uwikłań, może być trudne. Warto wówczas rozważyć psychoterapię. Jeśli uważasz, że psychoterapia może być drogą dla Ciebie, zachęcam Cię do rozważenia współpracy z kimś z zespołu Nasze Relacje. Więcej szczegółów znajdziesz tutaj: Psychoterapia i tutaj: Zespół Nasze Relacje.
Photo on Foter.com
DOBRY, Naprawdę dobry tekst panie redaktorze!
Dziękuję 🙂
Świetne !
Dziękuję 🙂
Dobrze napisane🤗
Dzięki 🙂